10, 20, 40 stron... Przez ile kartek mam przebrnąć by coś zaczęło się dziać??
Już byłam bliska odstawienia Simona w szereg grzecznie stojących na baczność pozycji na półce.
Już miałam anulować obecne "TajemniczaHistoria teraz czyta...".
Już bliska byłam wyboru kolejnej książki (może "stara", dobra N. Roberts?...).
Aż tu nagle przysłowiowe BUM! i akcja biegła zdanie po zdaniu, strona po stronie, śledztwo Huntera obrało kierunek, ba! kilka kierunków jednocześnie...
Nie chcę pisać nic więcej, żeby nie zdradzić czegoś, co mogłoby naprowadzić przyszłego czytelnika na odpowiedni trop. Niewiedza jest najwspanialszym bodźcem podczas pochłaniania tak genialnej powieści jak ta.
"Polecam" byłoby tu stanowczo zbyt mało zachęcające...
"Zapisane w kościach" to jedna z tych książek, które powodują słynnego kaca czytelniczego: chcesz zacząć czytać coś nowego, ale nie wyszedłeś jeszcze z poprzedniej.