Zauważyłam jedną ciekawą rzecz. Mianowicie, Pani Roberts musi podziwiać silne, niezależne kobiety, które są jednocześnie piękne, smukłe, wysportowane, a do tego wszystkiego piastują stanowisko policjantki, negocjatorki policyjnej, czy porucznika... Motyw wędrowny obecny w każdej do tej pory twórczości, która wpadła mi w rękę. Przeszło mi również przez myśl, że prawdopodobnie autorka w ten sposób wyraża swoje niespełnione JA. Kto wie, być może marzyła kiedyś o karierze nieustraszonej pani porucznik.
Styl, sposób przedstawienia fabuły oraz postaci podoba mi się niezmiennie. Jednak nie wiem czy w najbliższym czasie skuszę się na kolejną powieść autorki, która jak dotąd czekała cierpliwie na półce ("Błękitny dym"). Nie oznacza to jednak, że mniej lubię Norę i jej dzieła. Nic z tych rzeczy. Dalej zasila szeregi moich ulubionych autorów.
Tym razem, nie dodaję do "ulubionych".